środa, 11 sierpnia 2010

Francja 12.06.2010-26.06.2010. (3)

Dzień 4

La Foret Fouesnant

Miasteczko należące do większej jednostki administracyjnej Fouesnant, w której pożony był i nasz kamping. Pierwszy raz byliśmy tam zaraz po przyjeździe na miejsce. Poniewaz jednak byliśmy zmęczeni okrutnie, dopiero 4 dnia dostrzegliśmy urok tego miejsca.


Poniżej mapa okolicy, miasteczko położone jest w ujściu rzeki i w czasie przypływu delta wypełnia się słoną wodą, tworząc płytkie zalewisko.

Zdjęcie zdjęcia, żeby pokazać jak to wygląda po przypływie.

A taki widok zastaliśmy my, kiedy została tylko kręta rzeczka.

Widok bardzo malowniczy i niezwykły, całe dno porośniete rożlinami, które rosną zarówno pod woda jak i bez niej.


Jakub tam był...

W tej restauracji jedliśmy pierwszego wieczoru po przyjedzie, Zbychu spróbował nawet owoców morza (tych "patrzących" również). Nie wróciliśmy tam już nigdy potem, na posiłek czeka się wieki...

Widok na dolną część miasteczka.

Testosteron się chłopakom ulewa.

We Francji szczególnie zauroczyły mnie domy z okiennicami, niby podobne, a każdy inny.




Cześć położona na górce jest bardziej stylizowana, zbudowana z kamienia.

Widok na ryneczek przy kościele.

A to widok na kościół.

W Bretanii miasteczka są odznaczane za ilość kwiatów w miejscach publicznych i otrzymują dana ilość kwiatuszków podobnie jak Hotele i restauracje otrzymują gwiazdki. Najmniej jest 1 kwiatuszek (nie spotkaliśmy jednak miejscowości z tak małą ilościa kwiecia) a najwięcej 4 - La Foret ma ich wlaśnie 4. A poniżej powody, dla których im przyznano taką tablicę.



Do La Foret jeszcze wrócimy...na Święto Czereśni!

niedziela, 1 sierpnia 2010

Francja 12.06.2010-26.06.2010. (2)

Dzien 3
Pogoda nad ranem nie zapowiadala sie dobrze. Dla naszej skory to bylo raczej korzystne, po szalenstwie plazowym dnia poprzedniego bylismy czerwoni jak raczki. Postanowilismy wiec pojechac do miasteczka o nazwie Concarneau. Juz przy parkingu Kuba znalazl cos ciekawego dla siebie, kolowa kolejka, pieknie pomalowana w typowe bretonskie wzory kwiatowe. Jak mielismy sie przekonac pozniej, takie wzornictwo dominuje wlasciwie we wszystkim.

Atrakcja miasteczka jest Ville Close, czyli stara dzielnica portowa otoczona murem obronnym. Tam spedzilismy caly dzien. Ciekawostka jest rozmiar calej dzielnicy - zaledwie 300 na 100 metrow.



W srodku waskie uliczki, w calosci nastawiono sie na turystow a wiec sklepiki z miejscowymi produktami, kawiarenki, lodziarnie.

Widok na glowny plac:




Waskie uliczki juz przed sezonem byly tloczne, boje sie myslec jak trzeba sie tam przeciskac w srodku lata...


Widok z Ville Close na port przez slynny Luk:

Pogoda wlasciwie bardzo nie utrudniala zycia, deszcz padal krotko i na czas opadow wchodzilismy do sklepow lub kawiarenek.

Kuba na spotkaniu z Piratem:

Nie wiem co to za kwiat, ale wygladal jak slonce i rzeczywiscie slonce pokazalo sie w pelnej krasie!

Spacer po murach obronnych wokol dzielnicy:


Widok na Marine z murow:

Zielono IM:


Francja 12.06.2010-26.06.2010. (1)

Trudno nie ulec naciskom i w sumie to sa uzasadnione, ale po powrocie z wakacji jakos nie bylo ani czasu ani checi na krecia robote tzn przegladanie zdjec i caly ten mozolny proces umieszczania ich na blogu. Tak wiec zebralam sie po grozbach i prosbach do publikacji. Kolejne posty to beda kolejne dni naszego pobytu, mysle, ze to pozwoli nam lepiej wspominac te cudne chwile, a wam podazac za nasza przygoda we wlasciwy sposob.
Na wakacjach bylismy we Francji, konkretniej Bretanii, i szczegolowo w La Fousnant. Wybralismy kamping sieci FranceLoc i nie zawiedlismy sie. Bylo czysto, blisko do oceanu (50m), przyjaznie i nie drogo. La Grand Large. 4 gwiazdki, ponad 200 domkow, kilkadziesiat pol namiotowych i jako ze byl czerwiec, prawie zero ludzi, a ci obecni to w wiekszosci emeryci swoim zachowaniem nie wadzacy nikomu. Raj.


Od poczatku. Czyli dzien 2.
Tak, jasne ze byl jakis pierwszy, ale zaczal sie dopiero po 18.00, bo wlasnie o tej godzinie dotarlismy do celu i bylismy tak zmeczeni, ze jedyne co pamietam, to nieprzeparta chec polozenia sie spac. Pojechalismy tylko cos zjesc w miasteczku i wrocilismy do kampingu. W zasadzie nie ma o czym pisac.
Za to 2 dnia ranek przywital nas wspanialy. Sloneczny, spokojny i kojacy. Kamping obsadzony jest drzewami, w ktorych mieszkaly setki pieknie spiewajacych ptakow. Te ptasie trele towarzyszyly nam przez cale dwa tygodnie. Ponizej na zdjeciu widok na nasz domek. Mielismy rowniez przynalezne miejsce parkingowe na samochod. W tym malym domku miescily sie: 2 sypialnie, ubikacja, kuchnia, lazienka z prysznicem i salonik. Wszystko na 20 m kw. Cud ergonomii. Dodam tylko, ze kuchnia w pelni wyposazona. Ale o tym w kolejnych postach.

Po sniadaniu pojechalismy na zakupy i popoludniu wybralismy sie na plaze. Widok ponizej to plaza wschodnia, mniej atrakcyjna, ale na spacery jak najbardziej sie nadawala

Ta blada rusalka na kamieniach to Kubus hahaha, zmarszczony bo nie nawykl do takiego slonca.

Dzikie mustangi!

Widok na plaze:

Piaskowy szal, czyli kopanie!